Jak lubię pisać takie posty
Zacznijmy od tego, że mało jest osób stanowczo zadeklarowanych i określonych po jednej czy drugiej stronie. Zdarzają się różne preferencje, ale na ogół zawsze przy doborze produktów na Sylwestra myśli się tak o jednym, jak i - choćby w symbolicznej ilości - o drugim. W moim przypadku jest to dość zawiła kwestia i w historii swojej pasji przechodziłem przez wiele myślowych meandrów w tym temacie Przez dość długi czas wyznawałem parafrazującą znane hasło wyborcze zasadę "effect first". Petardy jakoś mnie nie "kręciły" i nawet odpalenie jednej paczki potrafiło następować "od niechcenia". Po jakimś czasie nastąpił jednak przełom i stopniowo zacząłem przekonywać się do huku, systematycznie zwiększając jego udział w ogóle stuffu. Polubiłem zabawę w dzień i wieczorem, wyczuliłem swój zmysł słuchu w porównywaniu często drobnych niuansów w dźwięku wybuchów petard (choć nie jestem w tym tak biegły jak niektórzy ) i w ten sposób lekko zmieniłem swoje nastawienie. Lubię mieć w Sylwestra wypełniony czas, niemniej jednak pozostaję tego zdania, że nic nie zastąpi efektu na niebie. To jest właśnie to coś niepowtarzalne, najbardziej kojarzące się z 31 grudnia i mające najwięcej wspólnego z istotą mojej pasji, którą jest przede wszystkim podziwianie. Efektu nigdy nie jest mi dość, podczas gdy po ostatnim Sylwestrze miałem trochę przesyt ilością petard i szeroko pojętego huku i tym razem raczej nie planuję robić w tym zakresie wiele zamieszania.
Tak więc w telegraficznym skrócie - preferuję efekty, ale nie zamykam się na huk. Po prostu w stuffie musi być trochę jak w wojsku i każdy produkt musi mieć i znać swoje miejsce A generałem jest tu największa wyrzutnia, suma sylwestrowej nocy.